Spełniam się w tym co robię – Marta Leśnik, Kobieta Medycyny 2017
Z przyjemnością przedstawiamy Państwu sylwetkę KOBIETY MEDYCYNY 2017 – Panią Martę Leśnik, zwyciężczyni konkursu, na którą swoje głosy oddało 3376 osób. Gala wręczenia nagród organizowana przez Portale Medyczne odbyła się w maju br. w siedzibie Fundacji Jolanty Kwaśniewskiej “Porozumienie Bez Barier”.
Marta Leśnik – pielęgniarka diabetologiczna, która ze swojego zawodu uczyniła misję. W każdym, nawet najbardziej zagubionym pacjencie dostrzega człowieka, któremu należy się pomoc. Uczy innych jak kompleksowa opieka zmienia niemożliwe w wykonalne. Umie zjednywać ludzi, by pacjenci mieli z tego korzyść. Znajdzie wyjście z beznadziejnej sytuacji. Przekracza granice. Serdeczna, ciepła i niezwykła. Taka właśnie jest Kobieta Medycyny 2017.
KOBIETA MEDYCYNY 2017 Marta Leśnik
Czym się Pani na co dzień zajmuje? Na czym polega praca pielęgniarki diabetologicznej?
Moja praca jest też moją pasją. Na co dzień pracuję w szpitalu z osobami chorymi na cukrzycę. Zaczęło się od tego, że kilkanaście lat temu, kiedy zaczęłam pracę, zauważyłam, że pacjenci z cukrzycą mają problemy ze stopami. Zmienia się ich chód, czasem ledwo można to dostrzec ale jednak jest inaczej niż u zdrowej osoby. Zaczęłam ich podpatrywać i doszłam do wniosku, że inaczej stawiają stopę co często prowadzi do robienia się rany. Osobiście uwielbiam chodzić, więc utratę tej możliwość postrzegam jako wielki problem i dlatego postanowiłam pomagać osobom ze stopą cukrzycową. I to jest właśnie moja praca.
W Polsce stopa cukrzycowa to duży problem…
Ogromny. I proszę mi wierzyć, że kiedy chory człowiek po udanym leczeniu może sam pójść na zakupy czy do toalety to jest to ogromna satysfakcja dla zespołu leczącego.
Co konkretnie można zrobić dla pacjentów, którzy mają ten problem? Amputacja to nie jest pozbycie się problemów tylko ich początek, dlatego od lat trwa walka o zmniejszenie liczby tych zabiegów. Czy można już powiedzieć, że zaczynamy odnosić sukces na tym polu?
Powolutku tak. Amputacje to ogromny problem. Jest zbyt mało specjalistów i zbyt mało zespołów terapeutycznych dedykowanych stopie cukrzycowej. A leczeniem tego problemu nie może zajmować się jedna osoba, tu potrzebny jest sztab ludzi: diabetolog, chirurg, ortopeda, podolog, psycholog, specjaliści zaopatrzenia obuwniczego i oczywiście pielęgniarka. Kiedy grupa specjalistów współpracuje można odnieść sukces nawet w najtrudniejszych przypadkach. Powoli to zaczyna się w Polsce dziać. Nie tylko mówi się o tym coraz więcej, ale też coraz więcej się dzieje – misterna, ciężka, codzienna praca przynosi sukcesy. I choć dalej sporo amputujemy, to coraz rzadziej są to duże amputacje, powyżej kolana. Częściej palec, kawałek czy przód stopy – a to już zupełnie co innego.
Jest Pani z wykształcenia pielęgniarką, jednak zakres Pani działań wykracza poza tradycyjne rozumienie tego zawodu.
Po studiach pielęgniarskich na Akademii Medycznej we Wrocławiu stwierdziłam, że chciałabym pójść krok dalej i zdecydowałam się na specjalizację diabetologiczną w Lublinie. Diabetologia jest jednak niezwykle szeroka, kiedy więc zbliżał się czas pisania pracy magisterskiej trzeba było jakoś się ukierunkować i wtedy zdecydowałam, że zajmę się zgłębianiem tematu zespołu stopy cukrzycowej.
Współtworzyła Pani Standardy Holistycznej Edukacji Diabetologicznej (SHED). Co to takiego?
Chcemy, żeby w całej Polsce osoby które zajmują się edukacją diabetologiczną oraz edukacją w zespole stopy cukrzycowej mówiły jednym językiem. Choć leczymy w różnych regionach, robimy praktycznie to samo, tyle że czasami różnymi metodami. Postanowiliśmy trochę to uporządkować tak, żeby ktoś kto uczy się diabetologii miał jakąś wskazówkę, wiedział co robić krok po kroku. Grupa wybitnych specjalistów z całej Polski – silne osobowości, doskonali eksperci z różnych dziedzin – przez kilka dni tworzyła standardy postępowania. Nazwaliśmy je holistyczne, bo chodzi o całościowe podejście do pacjenta.
Cukrzyca jest chorobą, która wyjątkowo tego wymaga. Bo nie tylko kwestia podwyższonego poziomu cukru, ale problemów z oczami, z zajściem w ciążę, to choroba nerek, serca i wielu innych narządów. Do tego niejednokrotnie pacjent dowiaduje się o tym, że ma cukrzycę w momencie kiedy dostaje zawału lub amputują mu nogę.
Ale to chyba zaniedbanie ze strony pacjenta doprowadziło go do takiego stanu?
Niekoniecznie. Cukrzyca jest chorobą, która przez długi czas może rozwijać się bezobjawowo lub też chory nie wiąże objawów, które subtelnie przewijają się przez jego życie, z cukrzycą. Bo proszę sobie wyobrazić taką sytuację: jest lato, a nam ciągle chce się pić. No ale komu nie chce się pić w lato. Prędzej skojarzymy taką sytuację z upałem niz z cukrzycą. A jest to jeden z objawów tej choroby. Albo spostrzeżenie, że częstego oddawania moczu . No, ale jak mam nie chodzić skoro wypiłem dzisiaj np. colę i trzy kawy – a to może być objaw cukrzycy. To choroba, która bardzo subtelnie wkrada się w nasze życie. Stąd też pacjent może nie skojarzyć tych objawów. Dlatego w standardach bardzo zwracamy uwagę na profilaktykę i prewencję, a dopiero potem na leczenie. Chodzi o to, żeby ten pacjent mógł jak najdłużej chodzić na własnych nogach. Nie ma nic cenniejszego. I nie ma większego podziękowania dla nas -osób, które zajmują się pacjentem z cukrzycą – jak widok pacjenta, który często po wielu latach zmagania się z ranami może chodzić bez bandaża na nodze. Najpiękniejsze kwiaty nie są w stanie dać tej radości.
Na czym polega rola pielęgniarki diabetologicznej?
Mamy coraz więcej wyspecjalizowanych diabetologicznie pielęgniarek. To dziedzina medycyny, która wymaga dużego zaangażowania, bo nie sposób zrobić tylko kurs edukatora w cukrzycy, czy skończyć specjalizację, jeśli nie funkcjonuje się w tym środowisku na co dzień to wiedza ulatuje. Diabetologia wymaga od nas ciągłej nauki, znajomości szczegółów, a nawet podstaw psychologii – bo kiedy trafia do nas pacjent musimy znaleźć przyczynę jego obecnego stanu. Czasami to jest kwestia „wytropienia” błędu dietetycznego lub jakiegoś postępowania, które sprawia, że chory ma wysokie cukry. Czasami to „wyłapywanie” błędów w codziennym życiu – jak np. w kwestii mycia nóg. Przy stopie cukrzycowej nogi trzeba myć, nie wolno ich moczyć. Dla niektórych to niezauważalna różnica i trzeba im wytłumaczyć, że nie wolno im podczas np. oglądania meczu trzymać nóg w misce. To na pozór błahe rzeczy, której jednak w tym przypadku rzutują na zdrowie. Chorzy na cukrzycę wielu błędów mogli by uniknąć, gdyby trafili do wykwalifikowanej pielęgniarki.
Ale żeby się tego dowiedzieć trzeba dużo trzeba rozmawiać z pacjentem. Tym właśnie zajmuje się pielęgniarka?
Pielęgniarka diabetologiczna to trochę inny rodzaj pielęgniarstwa. Oprócz codziennych zabiegów pielęgnacyjnych, podłączania kroplówek, podawania insuliny itp. Wiele rozmawia z pacjentem z tych rozmów wychwytuje istotne elementy dla edukacji . Czasami to dwa, trzy zdania, które sugerują nam nad czym musimy popracować, żeby leczenie się powiodło.
Szacuje się, że w Polsce na cukrzycę choruje niemal 3 mln osób, skąd tyle zachorowań?
Wciąż pędzimy, niedbale żyjemy, szybko jemy. Zachłysnęliśmy się Stanami Zjednoczonymi – niestety nie tylko tym co dobre, ale i tym co niedobre. Efekty już bardzo widać. Trochę winy jest też po stronie personelu medycznego: pacjent dowiaduje się w przychodni, że ma cukrzycę i nic za tym dalej nie idzie. Gdyby został pokierowany do specjalistycznego gabinety gdzie są pielęgniarki, edukatorki diabetologiczne, które nauczą go żyć z jego chorobą, podpowiedzą, kiedy brać leki, jak brać insulinę, jaką aktywność fizyczną stosować – na pewno pacjent miałby z tego korzyść. Specjalistów diabetologów w Polsce jest około 330, natomiast edukatorów specjalistycznych dużo więcej.
Dlaczego więc wciąż nie wszyscy trafiają w takie miejsca?
Złożyliśmy właśnie projekt do Ministerstwa Zdrowia przewidujący włączenie pielęgniarek edukacyjnych do gabinetów POZ, bo to tam w pierwszej kolejności trafia pacjent z cukrzycą. Łatwiej i szybciej jest pokierować go do gabinetu edukatora diabetologicznego , niż do specjalistycznej poradni, mógłby w takiej sytuacji uzyskać poradę co robić dalej tuż po otrzymaniu diagnozy. Dopiero potem – jeśli byłaby taka potrzeba, bo nie u każdego jest – byłby kierowany do oddziału specjalistycznego.
Pani aktywność zawodowa wykracza poza pracę w szpitalu, proszę opowiedzieć czym jeszcze się Pani zajmuje.
Żeby móc leczyć pacjentów trzeba też się uczyć, zdobywać nową wiedzę i nauczyć się zastosować ją u siebie w przychodni, czy w klinice. Jeżdżę po Polsce po pierwsze żeby tę wiedzę zdobyć, ale też by przekazywać ją dalej – szkolę personel medyczny, pomagam tworzyć zespoły terapeutyczne w różnych miejscach w kraju. Kiedy dzwonią pacjenci, którzy chcą przyjeżdżać do nas z różnych części kraju , mogę pokierować ich do specjalisty gdzieś bliżej ich miejsca zamieszkania – ale nie w anonimowe miejsce, tylko do kogoś kogo znam i mu ufam. To ważne, żeby każdego pacjenta traktować indywidualnie, bo nie ma dwóch takich samych chorych. Z pozoru tak samo wyglądająca rana u dwóch różnych pacjentów będzie się różnie leczyć, choć mechanizm jej powstawania jest podobny.
Nie chciała Pani zostać lekarzem?
Nie, w tym co robię spełniam się. Zawsze chciałam być blisko ludzi, pracuję z pacjentami także u nich w domach. To dla mnie ważne, bo oni nie zawsze są w stanie przyjechać do przychodni czy do szpitala, a poczucie, że mogę im pomóc daje mi dużo satysfakcji.
Zajmuje się Pani leczeniem ran – to bywa nieprzyjemne.
Bywa. Ale rany uczą cierpliwości i pokory, co szczególnie doceniam w naszym zaganianym życiu. Nie łatwo jest powiedzieć pacjentowi, żeby dopóki rana się nie wygoi będzie np. poruszał się wyłącznie na wózku, bo musi odciążyć nogę. Kiedy organizujemy kursy dla pielęgniarek przywozimy ze sobą wózki i kule i tuż przed przerwą kilku paniom, które zgłoszą się na ochotnika polecamy poruszać się wyłącznie za ich pomocą. Okazuje się, że to nie jest takie proste – skorzystać z toalety, zjeść obiad, przemieścić się na inne piętro. To uświadamia im co oznacza dla pacjenta, który wszedł do gabinetu na własnych nogach, a wyjeżdża z niego na wózku lub idzie o kulach.
Jest Pani bardzo pogodną osobą, tymczasem Pani praca polega na pomaganiu ludziom chorym, często w podeszłym wieku, z racji swoich dolegliwości pewnie czasem narzekających. Jak udaje się zachować przy tym tak pozytywne nastawienie?
Natura obdarzyła mnie pogodą ducha. Bardzo często widać uśmiech na mojej twarzy, chociaż zdarzają się sytuacje są trudne. Niejednokrotnie patrzę na ludzki dramat – gdy zapada decyzja o amputacji, o wyłączeniu z życia zawodowego, społecznego, czasem rodzinnego. Często obserwuję jak te sytuacje destrukcyjnie wpływają na życie tych ludzi: dostają zwolnienie z pracy, rozpadają się rodziny. Zdarza się, że muszę być psychologiem, pacjenci opowiadają swoje historie, żalą się, płaczą. Niejednokrotnie nie potrzebują żadnej rady, chcieliby tylko, żeby ktoś poświęcił im parę minut dłużej, by mogli opowiedzieć o sytuacji, w której się znaleźli. Przepraszają, za swoją słabość i za obarczanie własnymi problemami. Jak mam się wtedy nie uśmiechać? To dowód ogromnego zaufania. Wyróżnienie.
Trudno jest zapomnieć takie rozmowy, przestać o nich myśleć po wyjściu z pracy, ale jak sobie potem z tym radzić, żeby jednak nie przenosić tego na swoje życie?
Trzeba znaleźć w tym wszystkim równowagę, oddzielić, znaleźć sposób na odreagowywanie. Moim jest sposobem jest sport. Uwielbiam biegać. Gdy czuję, że coś mnie przerasta wyłączam telefon i biegnę przed siebie. Najczęściej 5, 10 kilometrów. Robię tak też, gdy czuję duże napięcie albo niemoc, gdy mam wrażenie, że próbowałam już wszystkiego i wciąż nic nie pomaga. Chociaż nie lubię tego słowa, bo zawsze coś jeszcze można zrobić. Wszyscy znają to moje podejście , dzwonią i mówią : „Marta , jesteś specjalistką od spraw beznadziejnych, pomóż na pewno coś wymyślisz ”.
W takich sytuacjach bieganie nie pomaga, wtedy idę na squasha i – jak to mówi moja przyjaciółka – rozwalam ścianę. Siła jaką wtedy jestem w stanie z siebie wykrzesać zaskakuje nawet mnie samą.
To niesamowite jaką moc ma wysiłek fizyczny, jak oczyszczająco działa na psychikę.
Dokładnie. Wiele razy zdarzyło mi się właśnie po wyjściu z sali treningowej wpaść na pomysł co jeszcze można zrobić. Nauczyłam się ogromnej cierpliwości, rozwiązywania problemów małymi kroczkami. Żyję w przekonaniu, że nie ma rzeczy niemożliwych, tylko niektóre wymagają trochę więcej czasu.
Jakie ma Pani zawodowe marzenia?
Bardzo chciałabym zrobić doktorat. I zrobię, ale na to potrzebuję jeszcze trochę czasu. Priorytetem jest natomiast ośrodek, w którym pacjenci będą bardzo kompleksowo zaopatrzeni. Taki, gdzie pacjent z cukrzycą w jednym miejscu oprócz diabetologa, kardiologa, psychologa, i okulisty będzie miał od razu poradę dietetyka, spotkanie z rehabilitantem oraz zaopatrzenie ortopedyczne. Bo często ci pacjenci potrzebują specjalnych butów. A proszę sobie wyobrazić 70 -letniego chorego, którego muszę wysłać po wkładki ortopedyczne do odległego o 80 kilometrów Wrocławia, bo bliżej nie ma takiego specjalisty. To szczególnie trudne dla samotnej osoby, która ma kłopoty z chodzeniem. Aż się prosi, żeby go tam zawieźć, bo wiem, że inaczej nie pojedzie. Byłoby więc cudownie wszystkich takich specjalistów mieć w jednym miejscu.
A jak to wygląda w ośrodku, w którym Pani teraz pracuje?
Dzięki uporowi osób, z którymi pracuję udało nam się stworzyć świetny zespół i gabinet na oddziale diabetologicznym. To ewenement, bo zazwyczaj gabinety istnieją poza oddziałami. Wszyscy mówili, że to niemożliwe, a nam się udało. Cała tajemnica polega na współpracy – nie walczymy z chirurgami czy ortopedami tylko z nimi rozmawiamy, budujemy przyjacielskie relacje. Słuchamy co oni do nas mówią, prosimy o pewne uwagi, ale też mamy własne. Nawiązaliśmy współpracę z ośrodkiem, który robi nam wkładki i okazało się, że odległość przestała być problemem: my zbieramy grupę pacjentów, a ktoś z tego ośrodka przejeżdża do nas robi wyciski i są wkładki. Nie ma rzeczy niemożliwych.
Często pielęgniarki narzekają , że nie są traktowane po partnersku. Czy Pani też tego doświadcza?
Ja pracuję w cudownym miejscu, z wspaniałymi osobami. Nigdy nie odczułam, że nie jestem partnerem – ani w rozmowie, ani w pracy. Kiedy lekarz jest nie obecny w gabinecie, z powodu urlopu czy innych zajęć, gabinet funkcjonuje dalej bez przeszkód, tak samo sprawnie. Ale myślę, że nie wszystkie Panie mają takie szczęście. Szkoda, bo pielęgniarki są coraz lepiej wykształcone, mają coraz większą wiedzę, są zaangażowane w pracę i jeśli tylko ze strony lekarzy jest otwartość na współpracę, można stworzyć partnerską relację. Kiedy jadę na kursy wiem, że nie tylko ja będę im przekazywać swoją wiedzę i dzielić się doświadczeniem, ale też wiele nauczę się od nich. Jeśli będzie chęć partnerskiej współpracy z obu stron to opieka nad pacjentami będzie na jeszcze wyższym poziomie.
Część lekarzy chyba już zaczęła doceniać tę grupę zawodową.
Zdecydowanie tak. Przykładem tego jest nasz autorski program opieki nad pacjentem z cukrzycą i raną na goleni , który przedstawiłyśmy na I Kongresie Edukacji Diabetologicznej zgłosiło się do nas wielu lekarzy zainteresowanych naszymi działaniami. Gdy jeździłyśmy z tym pilotażem przez Polskę współpracując z lekarzami często właśnie od nich słyszałyśmy: „świetnie, że jesteście” „dzięki za współpracę„ Czułyśmy się jak równy z równym. Ale mam świadomość, że nie wszędzie tak jest.
To chyba też kwestia otwartości na edukację samych pielęgniarek?
To prawda. Specjalistów od stopy cukrzycowej jest za mało w stosunku do skali problemu: na 200-300 osób chorych przypadają dwie, trzy osoby, które potrafią sobie z tym schorzeniem poradzić. Ja uwielbiam pracować z pielęgniarkami środowiskowymi – one gdy mają pacjenta z ranami proszą o konsultację, wtedy do nich jadę, tłumaczę co robić i wiem, że pacjent jest zaopiekowany.
Ale jak to zrobić, żeby im się chciało „wyjść przed szereg”?
Trzeba im dać uznanie, pokazać swoją wiarę w to, że będą potrafiły to zrobić. Pielęgniarki zawsze miały taką trochę służalczą rolę. Tymczasem pielęgniarstwo to samodzielny zawód, a pielęgniarki w ramach swoich kompetencji i zdobytych umiejętności, potrafią decydować o tym, jak prowadzić pacjentów. Często powtarzam im, że „są świetne w tym co robią”. Warto budować relacje międzyludzkie i budować zespoły.