Czym są dla nas Święta? Wigilijne opowieści Seniorów
W czasie bożonarodzeniowej zadumy przypominają nam się Święta oczami dziecka, Święta, których magiczna aura i wyjątkowość sprawiały, że przez cały rok ich wyczekiwaliśmy. A oto Święta Bożego Narodzenia oczami naszych niezwykłych Seniorów…
Dawno temu, to były lata 1950-1960, kiedy żyli moi Rodzice, mieszkaliśmy na wsi i byliśmy rolnikami, na wigilię przynoszony był snop zboża (żyto lub pszenica), który ustawiało się w kącie izby. Miało to zagwarantować dobre zbiory w nadchodzącym roku podczas żniw. Pod obrus, którym był nakryty stół, kładło się trochę siana, co symbolizowało stajenkę. Opłatek jaki był na wsi rozprowadzany poza białymi płatkami miał też kolorowe – żółte, różowe, niebieskie. Kolorowe opłatki po kolacji wigilijnej zanosiło się do obory dla zwierząt, dla konia, dla krów. W ten sposób dziękowało się zwierzętom za ich udział w życiu Rodziny.
Pragnę zwrócić uwagę na jeszcze jedną tradycję z dzieciństwa, na którą zwracała uwagę Mama przy nakrywaniu Wigilijnego Stołu. Było nią nakrycie jednego miejsca więcej i zostawienie przy nim pustego siedzenia przy stole. Tradycja mówi o przyjęciu w tym dniu każdego potrzebującego spragnionego, kto do nas zapuka i poprosi o wsparcie i opiekę w ten Magiczny i jedyny dzień w roku!
Moje święta we wspomnieniach z dzieciństwa, to magiczne przeżycie, oczekiwanie na coś niezwykłego – pierwszą gwiazdkę. Mama mówiła do mnie: Idź do okna i wypatruj gwiazdki. Jak tylko ją zobaczysz, siadamy do stołu. Biegłam do tego okna, bo byliśmy bardzo, bardzo głodni, gdyż tego wigilijnego dnia od rana nic się nie jadło. Można było jedynie coś uszczknąć, kiedy pomagało się w kuchni w przygotowaniu kolacji.
Mieszkaliśmy wtedy na przedmieściu, w małym domku z czerwonej cegły, który miał niewielkie okna. Czasami były one pomrożone i trzeba je było wyskrobać, żeby zobaczyć coś na zewnątrz. I to było moje zadanie. Bo ja musiałam, musiałam zobaczyć tę pierwszą gwiazdkę.
Zawsze dwa, trzy dni przed wigilią rozpoczynało się myszkowanie po różnych zakamarkach, aby dowiedzieć się czy i co dostanę pod choinkę. Niestety zwykle albo nie można było znaleźć tego czegoś albo było tak zapakowane, że nie można było dojść do tego co jest w środku. Jak się nieraz okazywało te paczki nie zawierały nic, a podarunki były zupełnie gdzie indziej. Długo też nie mogłem dociec jak docierają one pod choinkę? Dzień Wigilii, czekanie aż wszyscy zasiądą do stołu, dzielenie się opłatkiem, kolacja wigilijna – najbardziej lubiłem ziemniaki gotowane i smażonego karpia z kompotem ze śliwek – i nareszcie zgoda, aby zobaczyć co też tam jest pod choinką. Na tę chwilę trzeba było cierpliwie czekać, ale jej nadejście sprawiało zawsze dużo radości. A co było najczęściej pod choinką dla mnie? – zawsze była jakaś książka, bywały też drewniane klocki, gry planszowe czy inne zabawki.
Dawno dawno temu, ale nie tak dawno, by zapomnieć o tamtej wigilii. Była zima stulecia 1940 roku. W okupowanej Polsce święta obchodzono bardzo rodzinnie, ale też bardzo skromnie. Jednak zawsze był opłatek i barszcz. No i choinka. Ozdoby przygotowywaliśmy całą rodziną. Tego roku, w pewnym momencie stwierdziliśmy, że nie mamy przybrania na szczyt choinki. Mama, która zawsze pamiętała o tradycji, powiedziała, że tym razem ma niespodziankę. Z drugiego pokoju przyniosła narysowany przez siebie plakat z orłem białym, który był symbolem Polski zakazanym przez okupantów. Zawiesiliśmy go na szczycie choinki. Potem śpiewaliśmy „ Lulajże Jezuniu” i „Jeszcze Polska nie zginęła…” I to pamiętam do dziś.
Moim najbardziej oczekiwanym pod choinkowym prezentem były książki. Mimo upływu lat do dziś pamiętam przede wszystkim dwie: „Książkę o Hani” i „Sen o Troi”. Czytałam je już wiele razy i naprawdę polecam te wciąż niezapomniane lektury. „Książka o Hani” Wandy Ottenbreit ,to powieść o małej dziewczynce, która uczy się tego co w życiu naprawdę ważne – o tolerancji, czym jest przyjaźń, jak pokonywać codzienne problemy. Hania i Duży Brat oraz Hania i Mały Brat uczą też, jak można odnaleźć w życiu zgubione szczęście.
Z kolei „Sen o Troi” Heinricha Stolla, to dzieje Henryka Schlimanna, odkrywcy Troi i Myken, który z małego wiejskiego chłopca stał się człowiekiem świata biznesu i historii – bo poprzez niesamowity upór realizował swoją pasję. Ta książka potwierdza, że marzenia, nawet te najbardziej niewiarygodne, mogą się spełnić.
I takie niech będą nasze świąteczne życzenia!